W cyklu prac artysta „wędruje” dzień po dniu, jakby w kalendarzu zaznaczając kolorami kolejne etapy podróży, ten jako dzień ugrowy, tamten jako dzień błękitny. Na koniec przyznaje: nigdy nie byłem nad Morzem Czerwonym. W społeczeństwie obdarzonym bagażem tradycji nie da się nie skojarzyć wędrówki po Morzu Czerwonym z biblijną symboliką ucieczki narodu wybranego ze świata niewoli. Czy ten cykl jest wyjściem artysty z pierwotnego skrępowania do twórczej swobody?
Piotr Uznański